wstecz
Szklarniowe pomidory

Czym się na prawdę zajmujemy?

Zamiast kochać piszemy o kochaniu, rozprawiamy o kochaniu, udowadniamy, że kochamy - ale czy na prawdę kochamy? Zamiast być serdecznymi ludźmi - udajemy serdecznych, udowadniamy, że jesteśmy mili, dobrzy, udowadniamy innym, że im dobrze życzymy - ale czy na pewno im dobrze życzymy? Dlaczego poświęcamy tyle czasu na udowadnianie zamiast na faktyczne czucie?

Często do kochania wybieramy sobie tylko osobę, grupy osób, z którymi czujemy się bezpieczniej i ich kochamy, im piszemy że ich kochamy, im udowadniamy że ich kochamy. Dlaczego nie kochamy też innych? Dlaczego jednym mówimy "kocham cię" a 5 minut później kogoś na ulicy obdarzamy nienawistnym spojrzeniem? Czy to znaczy, że kochamy?

To znaczy, że kochamy to, co łatwo jest kochać. Oczywiście, że łatwo kochać tych wybranych. Oni aż się o to proszą.

Czasem pokazujemy się jako bardzo akceptujący, wyrozumiali, a najczęściej akceptujemy tych, których łatwo akceptować, tych, którzy przypominają nam nas samych. A co z akceptowaniem całej reszty? Co z kochaniem reszty świata? Co z kochaniem tych, których wcale nie tak łatwo kochać?

Ostatnio słyszałam "Ja wybieram być: miła, myśleć pozytywnie, być serdeczną" i od razu poczułam, że ta osoba wybiera to w stosunku do tych, wśród których czuje się bezpiecznie, do których łatwo o takie zachowania. Bo łatwo być miłym wśród tych, którzy Cię rozumieją - jest to łatwiejsze niż tabliczka mnożenia. A co z byciem miłym w innych kręgach? Co z byciem miłym w tych sferach, gdzie nie akceptują, gdzie nie podziwiają, gdzie nie rozumieją? Czy jestem miła dla sąsiadki, która mnie nie lubi? Czy ją kocham? Czy ją akceptuję?

W taki sposób tworzą się szklarnie. Gdzie w cieplarnianych warunkach kochają się osoby, aby móc sobie udowodnić, że potrafią kochać, że potrafią być miłe, że potrafią akceptować. Czyli nie wiadomo, co czują, dlaczego czują, a udowadniają innym, że czują.

Co to jest miłość? Co to znaczy kochać kogoś? Czy jest to udowadnianie w cieplarnianych warunkach, że się potrafi kochać?

Tam gdzie łatwo to powiedzieć, czy nawet wypada to powiedzieć. Czy kochanie kogoś w warunkach szalejących żywiołów? Może jest to odpowiedź na pytanie, dlaczego te "miłe" osoby wciąż się spotykają z zarzutami o fałsz w tej "miłości". Bo bycie miłym rezerwują dla tych, w stosunku do których łatwo jest być miłym. Dla tych, gdzie to wychodzi naturalnie i wręcz niemożliwym by było być niemiłym.

Ja osobiście odróżniam szklarniowe, hodowane na nawozach pomidory, od tych hodowanych na świeżym powietrzu, które może nie wyglądają idealnie, ale za to smakują jak „prawdziwe” pomidory, ale właśnie te „prawdziwe” pomidory wybieram dla siebie.

Tak samo odczuwam różnice i widzę jak na dłoni, że czasem miłość jest wybiórcza, pokazowa. Tak jak łatwo zachwycić się nad pięknem dziecka, a trudniej dostrzec piękno w osobie z widoczną nadwagą. Więc dlaczego mam podziwiać kogoś, kto udowadnia, że potrafi kochać kogoś, kogo nie można „nie kochać”.

Potrafię też dostrzec prawdziwość zachowań. Dla mnie osobiście prawdziwym zachowaniem jest to, prezentowane wobec całego świata. Prawdziwe zachowanie, okazywanie tego, co naprawdę się czuje wobec mniej "szklarniowego" środowiska.

I mimo, że pomidor mało ma z człowiekiem wspólnego, to porównanie to wydaje mi się trafne. Czy taki szklarniowy pomidor może nabyć odporności by przetrwać w mniej idealistycznym świecie? Każdy pomidor pięknie urośnie w szklarni. A co gdy ciepła szklarni zabraknie? Jak się zachowa pomidor? Zwiędnie? Zamarznie? Przetrwa? Czy będzie wstanie przenieść zachowania praktykowane w szklarni na resztę świata?

Osoby prawdziwie kochające, bezpieczne w swojej miłości nie muszą poszukiwać "szklarni" by się tam ocieplać i w tych "szklarniowych" warunkach dzielić się "szklarniową" miłością. Osoby mocne w swojej miłości, osoby z miłością do wszystkich idą w świat dzielić się swoją miłością tam, gdzie jej nie ma. Nie chodzi mi o nawracanie niekochających. A o bycie sobą i pozwolenie, aby wewnętrzna miłość zarażała innych, zmieniała świat bez płynącej z umysłu potrzeby zmieniania świata. Chodzi mi o to by żyć, by kochać, a "zarażanie miłością" samo następuje. Nie trzeba nic w tym kierunku robić, nie trzeba tego pokazywać, nie trzeba tego udowadniać, nawet nie trzeba się o to modlić. Trzeba się umacniać w swojej miłości, a świat tak jest skonstruowany, że weźmie sobie z człowieka to, co najlepsze.

Ale czy człowiek pozwoli na to, by przysłużyć się światu bez otrzymywania braw i pochwał za to, co robi? Czy człowiek potrafi być anonimowy w swojej miłości i w swoim szerzeniu dobra i miłości na świecie?


Monika
San Diego, California
(monika.jot@gmail.com)